Najtrudniejszym pytaniem zadawanym przez uczniów jest chyba to:"A po co ja się mam tego uczyć? Do czego mi się to przyda?"
I co tu odpowiedzieć, skoro myśli się podobnie - do czego im to będzie potrzebne?
Zazwyczaj w takiej sytuacji odpowiadam, że jednym z powodów może być to, iż kiedyś będą w stanie pomóc własnym dzieciom w nauce. Jednak taka odpowiedź nie do końca przekonuje 12-, 13-latków, a młodszych tym bardziej.
Jak zmotywować?
Najmłodszym uczniom proponuję system plusów z aktywności, które potem "przeliczę" na ocenę. Działa to bardzo dobrze, jeśli chodzi o udział dzieci w lekcji. Starsi uczniowie już nawet nie potrzebują tej plusowej zachęty, bo po prostu wyćwiczyli w sobie potrzebę i chęć wypowiadania się. Odnoszę wrażenie, że nawet lubią zabierać głos na forum klasy, bo w ten sposób mogą wykazać się swoją wiedzą. Jednak tu znowu potrzebna jest motywacja, aby tego zapału nie stracili. Przede wszystkim nie krytykuję i nie ośmieszam odpowiedzi błędnych, tylko sugeruję ponowne przemyślenie problemu. Dobre odpowiedzi od razu chwalę, ale jak najrzadziej używam słowa: dobrze, za to bardzo często: super, świetnie, wspaniale, doskonale, itp. Niby różnica niewielka, ale każdy z nas woli być super, a nie tylko dobry:)
Starszym uczniom staram się zaprezentować konkretne sytuacje, w których dana wiedza może im się przydać, np. poprawna pisownia - w podaniach o pracę, listach motywacyjnych itp. dokumentach, które z pewnością przyjdzie im pisać w przyszłości. Czasem tłumaczę żartobliwie ,że np. znajomość poezji, środków poetyckich będą mogli wykorzystać, gdy będą chcieli "poderwać" dziewczynę. Inaczej brzmi przecież: "fajna z ciebie laska" niż "jesteś piękna jak rozkwitający pąk róży".
Niestety, bardzo często funkcję motywującą muszą pełnić kartkówki i sprawdziany. Można powiedzieć, że jest to narzędzie ostateczne, ale często skuteczne.
Kiedy jednak zastanawiam się nad tym, co najbardziej motywuje moich uczniów do pracy, dochodzę do wniosku, że to najzwyklejsza w świecie sympatia. Mają świadomość, że nie jest moim celem udowodnienie im niewiedzy, ale wpojenie im choć odrobiny wiedzy. Pomaga uśmiech, życzliwe podejście, zrozumienie.
A skoro mój blog nazwałam "Refleksjami dyplomowanego", pozwolę sobie na taką właśnie refleksję. Nieraz obserwuję nauczycieli zmierzających przed godziną 8.00 do pracy i chyba nigdy nie zrozumiem tych, którzy wchodzą do szkoły naburmuszeni i obrażeni na cały świat. Wiem, że każdy miewa gorsze dni, bo też mi się zdarza, ale, wysiadając z samochodu, uśmiecham się, z radością odpowiadam na powitania dzieci i sama witam rodziców, którzy je odprowadzają. Czasami pożartuję z uczniami, którzy też przecież mają wizję wielu lekcji, sprawdzianów, itp. i życie od razu staje się piękniejsze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz