czwartek, 20 lutego 2020

Takie tam rozważania na temat innowacji pedagogicznej

Poniżej zamieszczam treść artykułu, który niedawno został opublikowany w "Głosie Nauczycielskim".


Temat innowacji pedagogicznej jest obecnie jednym z najczęściej poruszanych zagadnień. Jest wręcz wskazane, aby w każdej placówce podejmować tego typu działania. Dlaczego? Skąd taki „szał” innowacji w szkołach?
            Samo słowo „innowacja” ma swoje źródła w języku łacińskim i oznacza odnowienie. A polska szkoła z pewnością potrzebuje zmian, wprowadzania nowatorskich rozwiązań, choć nie we wszystkich zakresach i nie od razu na szeroką skalę. A odnoszę wrażenie, że nauczyciele niejednokrotnie decydują się na wprowadzanie innowacji tylko i wyłącznie ze względu na fakt, że to będzie dobrze wyglądało w podsumowaniu pracy na zakończenie roku szkolnego lub dlatego, że koleżanka/kolega „to” robią.
            Niestety, nie tędy droga. Zawsze musimy pamiętać, że wprowadzanie jakichkolwiek zmian w szkole wiąże się przede wszystkim z dziećmi. To one będą odbiorcami naszych innowacyjnych działań, to na nich będziemy niejako eksperymentować. Bo innowacja pedagogiczna, jakby na to nie patrzeć, jest swego rodzaju eksperymentem.
            Przez pewien czas mogłam być obserwatorem takich nieprzemyślanych, moim zdaniem, działań. Kilkoro nauczycieli równocześnie w tej same grupie dzieci wprowadzało swoje innowacje pedagogiczne. Nie były to może jakieś rewolucyjne zmiany, ale czy do końca przemyślane? Jakie miały podstawy? Jaki był ich cel? I w końcu – jaki był ich efekt? Tego ostatniego elementu szczególnie mi brakowało. Nigdy nie dowiedziałam się, czy owe innowacje spowodowały jakiekolwiek zmiany. Nie dotarłam do żadnej ewaluacji na zakończenie całorocznej pracy dzieci i nauczycieli.
            Te doświadczenia sprawiły, że długo wahałam się, czy zaproponować w swojej szkole innowację pedagogiczną. Najpierw musiałam sobie dobrze przemyśleć, na jakich założeniach ją oprzeć, jakiego typu potrzeby mają moi uczniowie. Ponieważ trwały wakacje, nie znałam jeszcze zespołu dzieci, które miałam uczyć w nowym roku szkolnym, nie mogłam postąpić do końca zgodnie z zasadami design thinking, które są moim zdaniem najlepszym sposobem na zaplanowanie i wdrożenie jakiejkolwiek innowacji.
Przede wszystkim etap tzw. empatyzacji czyli diagnozowania potrzeb z osobami zainteresowanymi, zastąpiłam swoim wieloletnim doświadczeniem oraz obserwacjami poczynionymi w trakcie minionych lat pracy. Zauważyłam, że moi uczniowie stają się pokoleniem pracującym najlepiej na obrazach. Przeprowadzane przeze mnie w klasach testy na style ucznia się wykazały, że większość uczniów to tzw. wzrokowcy, którzy najlepiej uczą się w oparciu o obraz, kolor. W ten sposób niejako zdefiniowałam problem – nadmiar słów nie jest korzystny, jeżeli zależy mi, aby dzieci zrozumiały przekazywane im treści. Postanowiłam wykorzystać moje zamiłowanie do robienia nietypowych notatek rysunkowych, zgłębianą też już od dawna tematykę map myśli oraz nowe odkrycie – myślenie graficzne i połączyć to wszystko w jedną innowację pedagogiczną, którą nazwałam „Myślenie graficzne na języku polskim”. 
Decydując się na innowację, przede wszystkim należy sobie zadać pytanie, po co? Jaki mam cel w jej wprowadzeniu?  Odpowiedź na to pytanie jest istotą naszego dalszego działania. Nie można kierować się tu żadnymi innymi kryteriami niż chęć rozwoju ucznia, ale także siebie. Innowacje wprowadzamy, aby zmienić szarą szkolną rzeczywistość, aby zainteresować dzieci przekazywanymi treściami, aby zmodyfikować nieodpowiadający nam system oceniania, itd. Jednakże trzeba pamiętać, że podejmując jakiekolwiek działania na “żywym organizmie”, jakim są uczniowie, nie można sobie pozwolić na nonszalancję.      Punktem wyjścia powinno być stwierdzenie, co już w danym zakresie wiem, co potrafię, ale czego jeszcze sam muszę się nauczyć, aby przeprowadzić zaplanowaną innowację rzetelnie i osiągnąć pozytywne jej efekty. Wyjście z założenia, że jestem przecież nauczycielem i co to dla mnie, jest pierwszym błędem, który pociągnie za sobą kolejne.
Chcąc pokazać dzieciom, jak uczyć się efektywnie, sama muszę wiedzieć, w jaki sposób to robić. Ucząc ich tworzenia map myśli - muszę rozumieć zasady, jakie w tym procesie obowiązują. Robiąc notatki graficzne, jestem zobligowana do tego, aby moje rysunki były schematyczne i przejrzyste. Stąd prosty wniosek - realizując innowację z uczniami, nauczyciel również ciągle się dokształca, ćwiczy, szuka nowych rozwiązań. A to spore wyzwanie, biorąc pod uwagę ilość naszych zajęć i czynności dodatkowych. I tu wracamy do punktu wyjścia - jeżeli nie masz ochoty na własny rozwój, na pogłębianie własnej wiedzy, nie wprowadzaj innowacji.
Jednak decyzja zapadła. Robię! Co dalej? Zasady design thinking mówią o generowaniu pomysłów, najlepiej na zasadzie burzy mózgów. Wbrew pozorom nie jest to łatwe, bo pomysłów zazwyczaj nam nie brakuje - w końcu u podstaw naszego zawodu leży kreatywność. Najtrudniejsze jest dokonanie wyboru. Pamiętać bowiem należy, że przed nami trudny etap wdrażania naszej innowacji i im więcej w niej elementów, tym trudniej będzie to zrobić. Grozi nam też niezamierzony chaos.
Zdecydujmy się na to, co w oparciu o naszą empatyzację i diagnozę problemu jest najistotniejsze. W przypadku mojej innowacji skupiłam się przede wszystkim na kształceniu umiejętności tworzenia krótkich i zwięzłych notatek graficznych, a gdy uczniowie opanują te podstawy, zaczniemy pracę nad mapami myśli. W ten sposób zaplanowałam przebieg procesu, jakim będzie zmiana sposobu notowania, myślenia i, co za tym idzie, uczenia się moich wychowanków.  Takie zapisy znalazły się też w opisie innowacji, którą przedstawiłam dyrekcji oraz Radzie Pedagogicznej.
Jednak nawet zatwierdzenie naszych planów do realizacji nie świadczy o sukcesie. Dopiero teraz rozpoczyna się mozolna praca, czyli wdrażanie i testowanie nowych rozwiązań. Początki nie są łatwe, gdyż zaskoczymy nie tylko uczniów, ale przede wszystkim ich rodziców. O ile innowacje typu “metoda zielonego ołówka” nie spowodują lawiny pytań, o tyle zmiana sposobu notowania, rezygnacja z zadań domowych czy niewpisywanie jedynek mogą sprawić, że będziemy musieli tłumaczyć, do czego zmierzamy. I te wyjaśnienia muszą mieć konkretne podstawy pedagogiczne, psychologiczne oraz merytoryczne.
Ważnym elementem planowania i wprowadzania innowacji jest także przeanalizowanie wewnętrznych oraz zewnętrznych korzyści i zagrożeń (tzw. analiza SWOT). Jednym z tych zewnętrznych zagrożeń, z których musimy sobie zdawać sprawę, jest właśnie brak zrozumienia dla naszych pomysłów ze strony rodziców. Stąd naprawdę musimy być bardzo świadomi celu, do jakiego zmierzamy z uczniami.
W trakcie przeprowadzania jakiejkolwiek innowacji niezmiernie ważna jest obserwacja naszych uczniów. Jeżeli wyniki kartkówek lub sprawdzianów nie są zadowalające, musimy porozmawiać z dziećmi, czy wprowadzone przez nas zmiany im odpowiadają. Przecież w każdej chwili możemy dokonać modyfikacji naszych działań, mając na uwadze przede wszystkim dobro uczniów. Warto też sięgnąć po różne sposoby na uzyskanie informacji zwrotnej od uczniów i rodziców, czyli tzw. feedback. W Internecie jest dostępnych wiele narzędzi umożliwiających szybkie przeprowadzenie tego typu diagnozy, więc warto wybrać takie, które dadzą nam szybką, a równocześnie przejrzystą odpowiedź. W przypadku, gdy zaplanowaliśmy innowację na cały rok szkolny, koniec pierwszego półrocza jest najlepszym momentem do przeanalizowania dotychczasowych działań.
Jeżeli otrzymamy w informacji zwrotnej pozytywne wypowiedzi, kontynuujemy zaplanowane zadania. W przypadku niezadowolenia, nieprzychylnych ocen naszej pracy, należy zmodyfikować dalsze działania lub nawet z nich zrezygnować. To ostatnie na pewno nie będzie łatwe dla kogoś, kto ma ambicje, kto w zaplanowanie i prowadzenie innowacji włożył wiele serca, czasu a często i pieniędzy. Jednak już po raz kolejny podkreślam, że zawsze najważniejsze jest dobro naszego ucznia.
            I pamiętajmy, że nie wolno nam zmuszać dzieci do czegoś, co w naszej innowacji im nie odpowiada. Moi uczniowie zawsze mają wybór - albo notują w zaproponowany przeze mnie sposób, albo robią to po swojemu. Warunek jest tylko jeden, że najważniejsze informacje muszą być zapisane. Taką umowę zawarliśmy na początku roku i jak na razie wszyscy się z niej wywiązują.
A czy moja innowacja jest udana? Przede mną pierwsza diagnoza, ale zaobserwowałam, że część uczniów coraz lepiej radzi sobie z notowaniem graficznym. Nawet problematyczne zagadnienia dzieci szybko przypominają sobie, gdy odwołamy się do stworzonej wówczas wizualizacji. Na zaplanowane efekty na pewno jeszcze poczekam, jednak jednego jestem pewna – warto było podjąć to działanie, bo zyskałam inne spojrzenie, bo zdobyłam nowe doświadczenia i z pewnością poszerzyłam swój zakres wiedzy i umiejętności.

W artykule wykorzystałam wiadomości zdobyte w czasie szkolenia “Design thinking w edukacji” przeprowadzonego przez p. Dariusza Martynowicza oraz poszerzone o lekturę strony internetowej https://designthinking.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz